Hej, z tej strony Yohao :)
Dla tych, którzy mnie nie kojarzą, powiem tylko, że jestem autorką bloga My Asakura Twins, a także jedną z osób, które zajmują się Spisem Blogów o Shaman King :)
Już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad założeniem nowego bloga.. A że dzisiaj jest tak szczególna data, wybrałam ten dzień na opublikowanie początku historii ^^
Nie wiem, czy przypadnie Wam do gustu, gdyż chcę ją pisać w nieco inny sposób niż dotychczas robiłam to na My Asakura Twins. Niezależnie od tego, chętnie usłyszę Waszą opinię w komentarzach. Ostrzegam tylko, że komentarze z bezpodstawną krytyką będą usuwane :)
To chyba tyle z mojej strony... Dodam jeszcze tylko, że szablon najlepiej prezentuje się w wersji na komputery... Ach, i dziękuję serdecznie Spokoyoh, która na moją prośbę pokolorowała obrazek ~Yohao88 (to nie ja, jak coś ^^).
Prolog
Był już późny wieczór, kiedy
pewien starszy pan wrócił do domu z nocnej przechadzki. Bardzo lubił to robić,
szczególnie, że o tak późnej porze z łatwością dało się odczuć tę niesamowitą
atmosferę spokoju i tajemniczości. Można było uciec myślami od codziennego
pośpiechu, kłótni polityków, manifestacji i ciągłych tragedii, o których co
chwila informowała prasa, radio lub telewizja. Tak, pan Sōichirō Akimori
zdecydowanie nie lubił mieszać się w tego rodzaju sprawy. Nieduża, tradycyjna,
japońska rezydencja, ukochany syn, synowa i trójka wspaniałych wnucząt
zdecydowanie mu wystarczały, aby czuć się szczęśliwym i spełnionym.
W tej właśnie
chwili dał się słyszeć głośny płacz kilkutygodniowej dziewczynki. „Cóż, bywają
i wady posiadania małych dzieci…” – pomyślał staruszek, oczyma duszy widząc
wstającą z łóżka, zmęczoną Megumi, która po wielu nieprzespanych nocach
potrafiła zasnąć wszędzie i o każdej porze.
- Już, już Hoshi… - Do uszu pana Akimori doszły słowa córki,
starającej się uśpić swoje maleństwo.
Sōichirō
uśmiechnął się w duchu. Przypomniał sobie historię, którą jakiś czas temu
opowiedział swojemu wnukowi, Daichi’emu. Pojawiła się w niej dziewczynka o tym
imieniu, a malcowi tak przypadło ono do gustu, że postanowił zaproponować je
mamie dla mającego się wkrótce narodzić dziecka. Mężczyzna westchnął. Od
tamtego czasu nie miał okazji opowiedzieć wnukom żadnej innej historii o
przygodach bliźniaków Asakura.
Skierował swoje
kroki ku schodom na górę, gdzie mieściła się jego sypialnia. Starał się nie
wydawać zbyt wielu dźwięków, bo połowa domowników zapewne już smacznie spała. Z
pokoju małej Hoshi nie dobiegał już płacz, więc pan Akimori uznał, że jego
córce udało się ukołysać maleństwo.
Po drodze,
uchylił lekko drzwi do pokoju wnuków, chcąc sprawdzić, czy smacznie śpią. Ku
swojemu zdumieniu, ujrzał dziewięciolatków siedzących na tatami i zajadających się
czereśniami.
- Co to ma być, chłopcy? Zapomnieliście, która godzina? – spytał cicho
Sōichirō. Dopiero wtedy zwrócił na siebie uwagę chłopców, którzy aż
podskoczyli, przestraszeni, że ktoś ich nakrył.
- Gomen, ojii-san… - powiedział cichutko Daiki, opuszczając główkę w
skruszonej pozie.
- Ale nam się wcale nie chce spać – dodał Daichi, przeciągając nieco
słowa, aby nadać im bardziej błagalny ton.
Staruszek
pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Wszedł do pokoju i ostrożnie zamknął za sobą
drzwi. Przysiadł na tatami obok młodszego z chłopców, a następnie sięgnął do
miski z owocami, z której wybrał sobie kilka czereśni.
- I co ja mam teraz z wami zrobić…? – spytał, pozornie surowym tonem. –
Właściwie, to mógłbym nawet siłą wpakować was do łóżek i kazać spać… - Pan
Akimori, pomimo swojego sędziwego wieku, był w bardzo dobrej kondycji. Na
twarzach chłopców na kilka sekund zagościł niepokój.
- Ale nie zrobisz tego, prawda…? – chciał się upewnić starszy z
chłopców.
- Nie musisz się o to martwić, mago. Myślałem raczej o jakiejś
historii na dobranoc… Co wy na to?
- Tak! – zawołali chórem bliźniacy, po czym szybko wpakowali się pod
kołdry, oczekując na początek nowej opowieści.
Dziadek zmienił
pozycję na wygodniejszą, zjadł jedną czereśnię i zamknął na chwilę oczy, jakby
zbierając myśli. Zaraz potem otworzył je i zaczął:
- To opowiadanie zaczyna się właściwie jak każde inne…
Pewnego
słonecznego dnia, brzegiem ulicy szedł sobie pięcioletni chłopczyk. Nie
wiedział dokładnie, kim jest, nie miał domu ani dbającej o niego rodziny. Zaledwie
kilka godzin wcześniej uciekł z kolejnego już domu dziecka, dokąd przed
tygodniem zabrali go funkcjonariusze policji. Nienawidził przytułków. Dzieci
zawsze śmiały się tam z niego albo dokuczały mu. A to z powodu dość długich
włosów, a to z niecodziennego stroju. Opiekunowie również nie traktowali go
zbyt przyjaźnie. Mówili o nim, że nie jest zdrowy umysłowo, a niejednokrotnie
nawet używali wobec niego przemocy. Szatynek nie pozwalał też nikomu obciąć
swoich długich włosów ani zmienić ubranka. Głównym powodem jego kiepskiego
traktowania były historie o duchach, które chłopiec opowiadał swoim małym
towarzyszom. Jednak, mimo iż malec upierał się, że są one prawdziwe, to ani
dzieci, ani dorośli nie chcieli mu wierzyć. Z czasem, gdy chłopczyk zbyt długo
obstawał przy swoim, karano go, i to bardzo boleśnie. Dlatego z każdego zastępczego domu, maluch
uciekał zazwyczaj po kilku dniach.
Tym razem nie
było inaczej. Pani Gensai po wysłuchaniu opowieści o duchu dawnej opiekunki,
który żył w przytułku i prosił o poszukanie na strychu jakiegoś dziennika,
uznała, że chłopiec potrzebuje pomocy psychologa. Zanim jednak lekarz zdołał
przybyć, malca już nie było.
Teraz szedł sobie
sam, bez żadnego towarzysza, w nieco zniszczonym i brudnym ubranku. Był bardzo
zmęczony i głodny. Porcje podawane w domu dziecka nie były zbyt duże, a od
ostatniego posiłku minęło już kilka godzin. Ślinka mu pociekła, gdy pomyślał o
potrawach, które gotowały dzieciom ich mamy. Zawsze marzył, by mieć prawdziwą
rodzinę, która by o niego dbała. Jednak wszyscy dorośli, którzy przychodzili do
przytułków w sprawie adopcji, nawet na niego nie spoglądali. A nawet jeśli tak
było, opiekunowie od razu mówili o jego niecodziennych zachowaniach, które
skutecznie odstraszały potencjalnych rodziców zastępczych. Chłopiec wychował
się więc w przekonaniu, że nie nadaje się do niczego i nikt nigdy nie będzie go
kochać.
Wtem,
usłyszał czyjś śmiech. Śmiech dziecka, prawdopodobnie również chłopca. Nieco przestraszony, nie wiedział do końca,
co robić. Jednak ciekawość, cechująca chyba wszystkie maluchy, dała górę nad
obawami i malec ostrożnie zaczął iść w kierunku, z którego dochodził głos. Po
jakimś czasie dotarł do dość wysokiego płotu. Przez szpary zauważył kilkoro
ludzi, spędzających czas w ogrodzie: kobietę koło trzydziestki, przygotowującą
na blacie sushi oraz starszego mężczyznę, uważnie obserwującego bawiącego się
nieopodal wnuka. Chłopiec, na oko pięcioletni, biegał ze śmiechem za latającymi
dookoła niego liśćmi.
- Ostrożnie kochanie, jeszcze coś sobie zrobisz! – zawołała do niego
matka.
Jej synek jednak
zbytnio się tym nie przejął i wbiegł w wąską dróżkę między krzewami. Coraz
bardziej zainteresowany tym zbieg z domu dziecka, ostrożnie zaczął iść wzdłuż
płotu, aby zobaczyć, dokąd dotrze jego rówieśnik. Szedł tak dosyć długo, nie
raz zaczepiając ubrankiem o wystające gałęzie. Po drodze miał okazję przyglądać
się zadbanemu ogrodowi, który znajdował się na terenie rezydencji. W pewnym momencie, jakaś roślina obdarzona
wyjątkowo ostrymi kolcami, pozostawiła dość długą szramę na jego policzku.
Bezwiednie, chłopiec krzyknął cicho. Przyłożył dłoń do bolącego miejsca. Na
widok krwi na swojej ręce, z jego oczu popłynęły łzy.
Krzyk nie uszedł
uwadze chłopca w ogrodzie. Zaciekawiony tym odgłosem, zboczył nieco ze ścieżki
i ostrożnie zbliżył się do ogrodzenia. Zdziwił się, i to bardzo, widząc za
płotem długowłosego, krwawiącego rówieśnika.
- Co ci się stało? – spytał zaskoczony.
Na jego widok, ranny
malec przestraszył się. Chciał uciec, ale przeszkodziły mu w tym gęste krzaki.
- N-nic… - odpowiedział cicho, zasłaniając dłonią szramę na policzku.
- Czekaj, mama może ci pomóc… - mieszkaniec rezydencji podszedł
jeszcze bliżej płotu i chwycił się go rękami.
- Nie! – krzyknął jego rozmówca i odsunął się na tyle, na ile
pozwalały mu to gałęzie.
- Kim jesteś?
- Ja…
- Ja mam na imię Yoh, a ty? - spytał chłopiec wyciągając rękę.
Uciekinier z
początku trochę się wstydził, w końcu jednak przełamał strach i podał nowemu
znajomemu pobrudzoną od krwi dłoń.
- Jestem Hao…
- Zaraz… To
bliźniacy mają tutaj po pięć lat? – spytał Daiki, ziewając. Przetarł zaspane
oczka ręką, nie chcąc zapaść w sen przed usłyszeniem odpowiedzi.
- Nie
przerywaj dziadkowi! – zawołał do niego Daichi, wpatrzony w staruszka jak w
wyrocznię.
- Tak, mają
tu po pięć lat – oznajmił dziadek, po czym zwrócił się do młodszego z wnuków :
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy opowiadania. Obaj jesteście już zmęczeni. Ja
zresztą też. Dokończymy jutro, dobrze?
Chłopcy pokiwali główkami, na
znak, że się zgadzają. Daichi miał jednak smutną minkę. Nie lubił urywać w
najciekawszym momencie. Z natury był bardzo ciekawski i wręcz nie mógł doczekać
się dalszego ciągu historii. Jego brat również cechował się dociekliwością,
jednak potrafił wykazać większą cierpliwość. Zwłaszcza, kiedy oczy same mu się
kleiły.
- Słodkich
snów, chłopcy.
Dziadek pocałował obu malców na
dobranoc, po czym cicho wyszedł z pokoju. Daichi uniósł się nieco na rękach.
- Daiki…
Prawda, że dziadek umie świetnie opowiadać?
- Tak, umie –
odrzekł krótko jego bliźniak. - A teraz
daj mi spać, idioto! – Po tych słowach, młodszy z braci oberwał w głowę puchową
poduszką.
Tak, data bardzo dobra na założenie nowego bloga.
OdpowiedzUsuńCóż, jestem ciekawa, co będzie dalej. Prologi zawsze zostawiają u mnie lekki niedosyt, więc będę niecierpliwie czekała na rozdział.
Myślę, że pomysł na tego bloga masz świetny. Zaczyna się bardzo ciekawie i oryginalnie, według mnie, bo jeszcze nie spotkałam się z takim początkiem.
Czekam na next ;)
Pozdrawiam.
Zaraz....ja to już czytałam kiedyś na gg! Skutecznie odrywasz mnie od historii...której już i tak nie chce mi się uczyć. Jakie to nudne...ehh..twoje opowiadanie sto razy ciekawsze niż Polska po drugiej wojnie światowej i komunizm...
OdpowiedzUsuńSłodkie bliźniaki,,,i ta genialna rana,,.Anna luuubi xdd czekam na dalszą część. Ten blog bardziej podoba mi sie niż my asakura twis. Bardziej....przejżysty :) i dobrze,że jest białe tło do notek,uwielbiam takie^^
Yay! :D Podoba mi się tu. Ładny szablon i fajny prolog.^^ Jak już wspominałam, podoba mi się zabieg z rodzinką Akimori.
OdpowiedzUsuńProlog bardzo oryginalny. Nie spotkałam się jeszcze z tego typu historią, a mam w tym doświadczenie. :D
Czekam ze zniecierpliwością na ciąg dalszy i życzę powodzenia, dużo weny i okiennej inspiracji! :*
yay, ja też to już czytałam:D moi słodcy bliźniacy^o^ musieli być kochani jako takie słodkie dzieciaczki^^ no dobra, jako starsi też są słodcy;D
OdpowiedzUsuńDaich i Daiki też są w porządku, z racji bycia braćmi bliźniakamiXD
blog zaczyna się bardzo oryginalnie:) czekam, co wymyślisz dalej:)
buziaczki i czekam na next:)
Dość orginalny miałaś pomysł na to opowiadanie i pierwszy blog z takim stylem, czuj się zaszczycona bo jesteś jedyna ^^. Ta historia nie będzie o szamanach? Bo z czytając prolog tak mi się wydawało. Moge się mylić, pożyjemy, zobaczymy ;p
OdpowiedzUsuńJuż sam szablon mnie urzekł. Yoh i Hao jako dzieci! Słodziaki :3
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo fajny i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
Bardzo podoba mi się ten prolog. Czytałam już wiele blogów o Shaman King, ale jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł. Gratuluję oryginalności ;) Powiadamiasz może o notkach na gg? Na wszelki wypadek zostawiam numer :P 43585657
OdpowiedzUsuń