ZAWIESZENIE

Świat SK nie jest mi już tak bliski jak był kiedyś. Nie mówię, że nic więcej się tu nie pojawi, jednak proszę nie pisać do mnie z prośbą o nowe rozdziały.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział X

Wiele dzieci w Japonii spędza swoje wakacje nad książkami. Ilość zadania domowego zadawanego w szkole czasem zmusza je nawet do zrezygnowania z pewnych przyjemności, jakie daje czas wolny. Daiki i Daichi też należeli do tej grupy, jednak starali się utrzymywać dobrą minę do złej gry i cieszyć każdą chwilą, którą mogli spędzić wedle własnego uznania.
                Tego dnia, zaledwie parę dni po zakończeniu roku szkolnego, wybrali się z Fredem i dziadkiem na długi spacer, wstępując po drodze na lody. Nie byli jedynymi, którzy wpadli na ten pomysł. Kiedy dotarli do niewielkiej lodziarni, ich oczom ukazała się niezmiernie długa kolejka. Przez chwilę rozważali nawet rezygnację, ale wola walki z upałem okazała się większa niż brak cierpliwości. Ustawili się więc za jakimś młodym małżeństwem z dzieckiem i czekali. Pan Sōichirō nakazał im jednak stanąć nieco dalej, nie chcąc niepotrzebnie wydłużać kolejki.
                W pewnym momencie Fred ujrzał zbliżającą się do nich dziewczynę, mniej więcej w swoim wieku. Była dość wysoka, jak na Japonkę. Jej włosy były ciemnorude, a tęczówki powiększone przy pomocy soczewek. Po jej stroju nietrudno było wywnioskować, że to gyaru1. I to naprawdę ładna gyaru
                Nie zdołał się jednak zbyt długo napatrzeć, gdyż w tym momencie jakaś drobna istotka wpadła prosto na Daiki’ego, który z kolei cofnął się i nadepnął Amerykaninowi na stopę.
- Daiki-senpai! – zapiszczała ciemnowłosa dziewczynka, obskakując chłopca jak fanka swojego idola.
- Kimiko! – starszy z bliźniaków z lekkim zażenowaniem odsunął od siebie koleżankę. – Prosiłem cię przecież, żebyś tego nie robiła…
- Ale… Nie widzieliśmy się już od ponad tygodnia! – Kimiko zrobiła smutną minkę, ale zaledwie sekundę później znów wróciła do poprzedniego podekscytowania. - Co porabiałeś? Dalej ćwiczysz kendo, prawda? Muuusisz, po prostu muuusisz mi powiedzieć, kiedy macie zawody! Przyjdę wam kibicować!
                Fred spoglądał z lekkim zaskoczeniem na fankę kuzyna, która z powodu niskiego wzrostu musiała cały czas zadzierać głowę wysoko do góry, by móc popatrzeć na Daiki’ego. „Kto to jest?” – zastanawiał się, patrząc jak mała podskakuje w miejscu, ze zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź.
- Kimiko, oczywiście, że mój brat powiadomi cię o zawodach. Przecież wie, jakie to dla ciebie ważne. – Daichi wtrącił się do rozmowy z szerokim uśmiechem, za co dostał od bliźniaka kuksańca w bok.
- Super! – ucieszyła się dziewczynka, klaszcząc wesoło w dłonie. – Jesteście tacy mili! – zawołała i przytuliła się do Daiki’ego.
- Kimiko-chan! Nie przeszkadzaj chłopcom! – Nagle koło nich pojawiła się gyaru, którą wcześniej zauważył Fred. Obrzuciła spojrzeniem bliźniaków Akimori, po czym na nieco dłuższą chwilę zatrzymała wzrok na ich kuzynie. – Przepraszam za siostrę. Jest… Ona po prostu bardzo lubi Daiki’ego i czasem nie potrafię jej zatrzymać – wyjaśniła, nieco zawstydzona zaistniałą sytuacją. Chwyciła dziewczynkę za rękę i odciągnęła ją od zażenowanego chłopca.
- Nic się nie stało, Daiki’emu to wcale nie przeszk… Auć! - Daichi nawet nie skończył, bo brat kopnął go w piszczel.
                Nastolatka popatrzyła przez chwilę na braci, którzy spoglądali na siebie tak, jakby mieli zamiar pozbijać się nawzajem – oczywiście w granicach braterskiej miłości. Po chwili zwróciła się do Freda:
- Jestem Yoriko – powiedziała i ukłoniła się. – Nie wiedziałam, że chłopcy mają starszego brata.
- Nie jestem ich bratem, tylko kuzynem – wyjaśnił od razu Amerykanin i uśmiechnął się. – Fred, miło mi poznać.
                Przez chwilę stali w milczeniu, spoglądając na siebie niepewnie. Z niezręcznej sytuacji wyrwało ich dopiero przyjście dziadka z lodami.
 - To my już chyba pójdziemy… - powiedziała Yoriko, chwytając siostrę za rękę. – Miło było spotkać. Ja mata!
                Po tych słowach obie odeszły, zostawiając chłopców z panem Akimori i lodami truskawkowymi. Staruszek nie pytał o nic, najwyraźniej dobrze wiedząc, kim były napotkane dziewczyny i jak wygląda ich relacja z jego wnukami.
                Daiki jednak nie miał zamiaru porzucić tego tematu. Kiedy kierowali się znów w stronę domu, stwierdził:
- Dziewczyny są dziwne.
- Naprawdę? Twoja mama też? - Dziadek zaśmiał się na słowa starszego z bliźniaków.
- Nie, ale mama… Mama to mama, nie jest normalną dziewczyną. A reszta… Reszta jest dziwna.
                Pan Akimori uśmiechnął się pobłażliwie do chłopca. „Zobaczymy, co powiesz za kilka lat” – pomyślał. Powiedział jednak coś innego:
- Wiesz, Daiki… Nie wszystkie dziewczyny są takie złe. Pozwól, że opowiem wam dalszą część historii Hao i Yoh…


                Po kłótni z Yoh, zdenerwowany Hao chciał odejść jak najdalej od rezydencji Asakurów. Nawet nie myślał o tym, gdzie się teleportuje. Zdziwił się trochę, kiedy zdał sobie sprawę, że pojawił się na jakimś osiedlowym placu zabaw. Była piękna pogoda, więc mnóstwo rodziców przyprowadziło tu swoje pociechy, by mogły się razem pobawić.
                Dzieci było naprawdę dużo, od najmłodszych, bawiących się w piasku, po nastolatków, siedzących na oparciach ławek i spoglądających na chłopaka pokazującego tricki na deskorolce. Kilku chłopców, mniej więcej w wieku Hao, urządziło wyścigi żuków i głośno kibicowało swoim zawodnikom. Dwie dziewczynki kłóciły się o lalkę. I było głośno. Potwornie głośno.
                To uderzyło Hao tak nagle jak fala tsunami. Myśli i głosy wszystkich w jego najbliższym otoczeniu zabrzmiały jednocześnie w jego głowie powodując tak koszmarny ból, że chłopiec upadł na kolana i przyłożył dłonie do czoła. Jeszcze nigdy nie znalazł się w tak tłocznym miejscu jak to. W tak okropnym szumie nie potrafił już nawet usłyszeć własnych myśli.
                Sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się wstać i uciec w stronę niewielkiego, lecz znacznie mniej zatłoczonego parku. Jak przez mgłę pamiętał tylko, że padł na ziemię obok jakiegoś drzewa i skulił się jak zranione zwierzątko, czekając aż fala bólu minie.
                Kilkoro ludzi przeszło obok niego, rzucając tylko krótkie spojrzenia w stronę chłopca. Nikt z nich nie zatrzymał się, by pomóc. Pośród natłoku myśli, Hao udało się wychwycić niewyraźne zdania, odnoszące się do niego: „Bezdomne dzieci, co to za rodzice?”, „Pewnie dzieciak pokłócił się z kolegami o błahostkę i teraz ryczy”, „Jak można pozostawić chłopcu takie długie włosy?”. Przyciągnął kolana pod brodę i zamknął oczy, czując jak po policzkach płyną mu łzy. Sam nie wiedział, dlaczego zaczął płakać. Czy to przez ból? A może raczej przez odrzucenie, które towarzyszyło mu odkąd tylko pamiętał? Nagle zapragnął pobiec do Yoh i przeprosić go za wszystko. Byle tylko nie czuć tej koszmarnej samotności.
                Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Przyjaciel prawdopodobnie go nienawidził. Pewnie siedział już teraz w domu z rodziną i nawet nie myślał o tym, co stało się z jego długowłosym przyjacielem.
                Zresztą, przecież nawet nie byli przyjaciółmi… Nie mogli nimi być. Yoh był zbyt słaby, nic nie rozumiał. Jak Hao miałby spędzać czas z kimś, kto ma tak małe pojęcie o rzeczywistości? Duch Ognia z pewnością by się z nim zgodził.
                Czując, jak ból ustępuje, mały szaman otarł rękawem łzy z oczu i powoli wstał, wreszcie mogąc się rozejrzeć na spokojnie. W promieniu wzroku nie widział żadnych ludzi, a do jego uszu dochodził jedynie daleki gwar z placu zabaw. Odetchnął z ulgą i ruszył jedną z parkowych alejek.
                Słońce prześwitywało przez gałęzie drzew, tworząc na ziemi niezwykłe wzory. Poza cichymi już teraz głosami dzieci, słychać było tylko śpiew ptaków i szelest wiatru. Było to dość niezwykłe jak na tak duże miasto.
                W pewnym momencie jego uwagę przykuło niewielkie, różowe światełko na jednym z liści rosnącego obok krzewu. Chłopiec zbliżył się do niego, zaintrygowany. Dopiero z odległości około dwóch metrów zdał sobie sprawę, że patrzy na drobną, skrzydlatą istotkę.
 - Wróżka? – zdziwił się Hao. Kwiatowy duszek spojrzał na niego i sfrunął nieco niżej.
                Kiedy jednak malec chciał dotknąć latającego stworzonka, to zaśmiało się i odleciało w stronę kolejnego krzewu. Głos wróżki przypominał raczej dzwonienie dzwoneczka niż prawdziwą mowę.
- Zaczekaj! – zawołał szaman i pobiegł za różową istotką.
                Na początku udawało mu się ją jeszcze dostrzec, ale po kilku zakrętach stracił wróżkę z oczu. Zrezygnowany, rozejrzał się, licząc, że może uda mu się jeszcze zobaczyć inne niezwykłe stworzenia w parku. Sam nie wiedział, dlaczego tak mu na tym zależało. Może miało to związek z tym, że duchy towarzyszyły mu odkąd pamiętał i były zawsze jego jedynymi przyjaciółmi.
                Jego spojrzenie powędrowało w stronę niewielkiej, otwartej przestrzeni. Na porośniętej trawą łączce bawiła się trójka dzieci, rzucając do siebie latającym talerzem. Wokół nich biegał piesek, starając się złapać latający krążek w locie.
                Hao przygotował się już na ból głowy, ale, co ciekawe, nie był on tak silny jak poprzednio. Może dlatego, że dzieci skupiły się na grze i w sumie nie myślały nawet, co robią. Młody szaman musiał przyznać, że takie otoczenie całkowicie mu odpowiadało.
                Przysiadł na najbliższej ławce i po prostu obserwował grę. Nie miał jednak odwagi podejść i zapytać, czy może dołączyć. Jego wzrok podążał za latającym talerzem, co jakiś czas kierując się też w stronę grających. Miał przed sobą dzieci w podobnym wieku, co on, może parę lat starsze. Dwóch chłopców i dziewczynka, wszyscy w ładnych ubrankach. Cała trójka miała ciemne włosy i oczy, tak jak większość dzieci, które Hao spotykał do tej pory.
                W pewnym momencie frisbee przeleciało za wysoko i dziewczynce nie udało się go złapać. Latający talerz opadł na ziemię dopiero za ławką, na której siedział szatynek. Chłopiec odwrócił się, ale widok zasłoniły mu krzaki. Odsunął ręką jedną z gałęzi i zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
                Latający talerz trzymała dziewczynka, zupełnie inna niż wszystkie, które dotąd widział mały szaman. Jej włosy były jasnobrązowe, a oczy niebieskie, tak samo jak jej sukienka. Nie miała azjatyckich rysów, co było dla malca niejaką nowością. To nie tak, że nie spotkał nigdy obcokrajowców, ale… Nigdy nie widział kogoś tak bardzo różniącego się od jego czarnowłosych towarzyszek z sierocińców.
                Mała Japonka pobiegła w jego stronę, by odzyskać latający talerz. Nie zwróciła nawet uwagi na siedzącego na ławce Hao i od razu ruszyła między drzewa. Na widok jasnowłosej, jej czoło zmarszczyło się.
- Ej, gaijin2, oddawaj nasze frisbee! – zawołała i wyrwała latający talerz z rąk zaskoczonej szatynki.
- S-sumimasen. – Niebieskooka dziewczynka skłoniła się, wyraźnie przestraszona. – Nie chciałam go zabrać… Tylko podać.
- Trzeba było go w ogóle nie dotykać – burknęła mała Japonka. – Wracaj do swoich niewidzialnych przyjaciół – zaśmiała się jeszcze i szybko wróciła do swoich towarzyszy.
                Druga dziewczynka przez chwilę spoglądała za odchodzącą, po czym pochyliła głowę i ruszyła powoli w przeciwną stronę. Hao, sam nie wiedząc czemu, poczuł potrzebę, by za nią iść. Jego sympatia do trójki grających zdecydowanie zmalała. A coś w cudzoziemce go zaintrygowało. Tak jak podczas przebywania z Yoh, poczuł wokół niej wyraźną aurę. Trzeba też przyznać, że jego podejrzliwość wzmogły także słowa ciemnowłosej dziewczynki o niewidzialnych przyjaciołach.
                Powoli zaczął śledzić niebieskooką, zagłębiając się w gęściej zarośniętą część parku. Trochę zdziwił go kierunek, w jakim się poruszała, ale nie miał zamiaru zawrócić. W sumie nie miał nic ciekawszego do zrobienia.
                W pewnym momencie dziewczynka zatrzymała się przed jednym z drzew. Wyglądało praktycznie tak samo jak pozostałe, z tą tylko różnicą, że znajdowała się w nim dość głęboka dziupla. Kiedy szatynka podeszła bliżej, z dziury w pniu wyleciało co najmniej kilkanaście wróżek w najróżniejszych kolorach. Hao aż zaparło dech z zachwytu.
                Dziewczynka usiadła na kamieniu i szepnęła coś do skrzydlatych istotek, nadal nie zdając sobie sprawy z obecności kogoś jeszcze. Kwiatowe duszki przysiadły obok niej, jeden zaplątując się w jej włosy. Kiedy cudzoziemka zajęta była uwalnianiem natręta, chłopiec odważył się podejść bliżej.
- O-ohayō – przywitał się nieśmiało. Dziewczynka aż podskoczyła, nie spodziewając się nikogo. Wróżki odfrunęły wystraszone.
- Ohayō… Przyszedłeś się ze mnie śmiać, tak? Przysłali cię Yoshike, Noriaki i Hisato? – powiedziała zrezygnowanym tonem, jakby było to dla niej coś, do czego zdążyła przywyknąć.
- Co? Kto? – zdziwił się chłopiec. – N-nie… Dlaczego miałbym się z ciebie śmiać? Ja… Zauważyłem, że masz kontakt z wróżkami. Chciałem się im bliżej przyjrzeć, ale uciekały ode mnie.
                Dziewczynka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa, a moment później na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jeden ze skrzydlatych duszków usiadł jej na ramieniu.
- Ty też je widzisz? – ucieszyła się i podeszła bliżej. – Super! Nigdy jeszcze nie spotkałam szamana w moim wieku!
                Hao poczuł nagle dziwne uczucie deja vu. Jasnowłosa zachowywała się bardzo podobnie do Yoh, kiedy zobaczyli się po raz pierwszy. Były wychowanek domu dziecka zaczął się zastanawiać, czy wyśmiewanie przez rówieśników jest normalne w życiu każdego małego szamana.
- Dla mnie jesteś drugą taką osobą – przyznał, sam nie myśląc, co mówi. Kiedy nowa koleżanka spojrzała na niego pytająco, wyjaśnił: - Wcześniej spotkałem tylko jednego szamana.
                Coś w jego tonie musiało wzbudzić podejrzenia w dziewczynce, bo zmarszczyła czoło.
- Co się z nim stało? – spytała, siadając. Po krótkim wahaniu chłopiec przysiadł obok.
- On… Pokłóciliśmy się.
- Ojej… Pewnie za nim tęsknisz?
- Ja… - Przez moment Hao miał wielką ochotę opowiedzieć nieznajomej o swojej przyjaźni z Yoh, ale zdał sobie sprawę, że może nie powinien tego robić tak pochopnie. Duch Ognia na pewno by tego nie popierał. – Może. Czemu cię to ciekawi?
- Tak po prostu. – Wzruszyła ramionami. – Kiedy moi rodzice się pokłócili i rozstali, mama dużo płakała i tęskniła za tatą. Dopiero jak spotkała wujka Kenzo i przyjechałyśmy do Japonii to znowu zaczęła się śmiać… - dodała, uśmiechając się smutno. Młody szaman usłyszał jeszcze, jak dodała w myślach: Szkoda, że nikt mnie tutaj nie lubi…
- Jak masz na imię? – Czując, że temat rozmowy schodzi na bardzo osobisty tor, szatynek postanowił go zmienić.
- Tutaj mówią na mnie po prostu gaijin. To takie przezwisko… Ale wujek nazywa mnie Aoi-chan3, przez moje oczy. Mówi, że to łatwiejsze do wypowiedzenia niż moje prawdziwe imię.
- Ja jestem Hao. Miło cię poznać, Aoi-chan. – Chłopiec uśmiechnął się.
                Przez chwilę nastała między nimi przyjazna cisza. Malec usłyszał jednak myśli nowej znajomej: Jest zupełnie inny niż wszyscy. Taki miły.
                Do jego policzków napłynęło nagle dziwne ciepło. Czując, że się rumieni, szybko odwrócił wzrok. Jego spojrzenie padło na błękitną wróżkę, która przysiadła blisko jego dłoni i przyglądała mu się z zainteresowaniem. Odruchowo zabrał rękę, gwałtownym ruchem płosząc drobne stworzonko.
- Niech to – mruknął, zły na samego siebie.
- Musisz być bardziej delikatny. Wróżki nie lubią szybkich ruchów – powiedziała Aoi-chan i powoli wyciągnęła rękę przed siebie. Zaledwie moment później podleciała do niej inna wróżka, siadając dziewczynce na dłoni.
                Hao przyjrzał się jej z bliska. Była śliczna. Cała żółta, o delikatnych, półprzezroczystych skrzydełkach jak od ważki. Jej włosy i sukienka błyszczały, jak pokryte brokatem. Była wielkości małego palca i zdawała się niezwykle krucha, jakby stworzona ze szkła.
- Piękna, prawda? – Aoi-chan uśmiechnęła się, widząc reakcję chłopca. – Potrzymaj ją, jeśli chcesz, tylko bądź delikatny.
                To mówiąc, powoli zbliżyła swoją dłoń do wyciągniętej ręki Hao. Wróżka popatrzyła na niego przez chwilę, po czym delikatnie przeskoczyła na jego palec. Nie ważyła więcej niż płatek kwiatka. Uśmiechnęła się, widząc niepewność małego szamana i powiedziała coś w swoim języku, co brzmiało jak ciche połączenie śpiewu skowronka i dźwięku dzwoneczków.
                W tej chwili ku dwójce dzieci sfrunęło znacznie więcej kwiatowych duszków, we wszystkich kolorach: błękitne, różowe i czerwone, balozielone i liliowe, a nawet turkusowe i tak jasne, że niemalże białe. Kilka usiadło na liściach krzewów obok, parę przycupnęło na kolanach i rękach dzieci. Jedna bardziej psotna wróżka postanowiła nawet wplątać się we włosy chłopca. Aoi-chan ze śmiechem pomogła jej się uwolnić i posadziła ją sobie na dłoni.
                Siedem wróżek wzniosło się w górę i zawisło w powietrzu przed małymi szamanami, ustawiając się w kole. Zaskoczony Hao nie był pewien, co planują. Wiedział, że w razie czego mógłby spalić je jednym skinieniem palca, ale nie chciał tego robić. Były zbyt piękne, za bardzo bliskie naturze, by je zabijać.
                Na szczęście jego niepokój okazał się bezpodstawny, bo niewielka grupa zaczęła tańczyć, rozsiewając wokół siebie wróżkowy pyłek, błyszczący w słońcu. Ich ruchy, wykonywane z niezwykłą gracją, urzekły chłopca.
                Są naprawdę piękne… Cieszę się, że Hao może je zobaczyć. – Szatynek uśmiechnął się, słysząc w głowie myśl koleżanki. Zaczął żałować, że nie może pokazać tego Yoh. Jego przyjaciel na pewno zachwyciłby się tym pokazem…
                Jego rozmyślania przerwało nagłe zerwanie się Aoi-chan z miejsca. Dziewczynka zawołała coś do kilku kwiatowych stworzonek, które porwały jej wstążkę z włosów. Wróżki, śmiejąc się, odfrunęły kawałek dalej.
                Kiedy nowa znajoma chłopca pobiegła za nimi, by odebrać swoją własność, spomiędzy krzaków wyszła mała Japonka, którą Hao spotkał już wcześniej. Wraz z nią byli też jej dwaj towarzysze. Tańczące i siedzące na krzewie wróżki rozpierzchły się, chowając w swoich kryjówkach.
- A ona znowu to samo – mruknęła ciemnowłosa dziewczynka, którą Aoi-chan nazwała wcześniej Yoshiko. – Ona naprawdę ma bzika! – zaśmiała się wrednie, a chłopcy przytaknęli jej niczym chór. Zdawali się w ogóle nie zwracać uwagi na Hao.
- A co się robi z szaleńcami, Noriaki? – spytał jeden z Japończyków, zwracając się do swojego kolegi. Tamten tylko się uśmiechnął i zatarł ręce, najwyraźniej dobrze znając odpowiedź na to pytanie.
                Cała trójka ruszyła w stronę Aoi-chan, która stała kawałek dalej i wiązała wstążkę na włosach, nie zauważając przybyszów.
- Hej, gaijin! – zawołał Noriaki. – Znowu bawisz się z niewidzialnymi duchami?
                Jasnowłosa odwróciła się, a w jej oczach pojawił się strach. Teraz wyraźnie widać było różnicę wieku między dziećmi. Rodowici Japończycy musieli mieć około dziesięciu-jedenastu lat. Aoi-chan zaś nie mogła być więcej niż rok starsza od Hao.
                Cała trójka zbliżyła się do dziewczynki, Noriaki podniósł po drodze z ziemi jakąś gałąź. Oni naprawdę chcieli zrobić jej krzywdę. Mały szaman zacisnął pięści, ciesząc się z faktu, że pozostał niezauważony. Powoli podkradł się od tyłu do trójki napastników i w momencie, kiedy największy z nich zamachnął się na cudzoziemkę, zgrabnym kopnięciem pozbawił go równowagi.
- Hisato! – krzyknęła Yoshiko, spoglądając na kolegę zszokowana. Dopiero wtedy jej wzrok spoczął na Hao, gotowym do kolejnego uderzenia. – A ty kto? Radzę ci, nie mieszaj się do tego. – W jej tonie było słychać groźbę.
- I lepiej trzymaj się od niej z daleka. Jest szalona – dodał Noriaki, wskazując na cudzoziemkę. Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej, bo w tym momencie w jego stronę ruszyła cała zgraja wściekłych wróżek. Niewidzialne dla zwykłego chłopca stworzonka chwyciły go za włosy i koszulkę ze zdumiewającą siłą uniosły w powietrze.
                Japończyk zaczął krzyczeć, nie rozumiejąc, co się dzieje. Jego dwoje towarzyszy wpatrywało się w niego z przerażeniem. W pewnym momencie Yoshiko oskarżycielsko wskazała palcem na Hao.
- To ty! Też jesteś jakiś dziwny! Zostaw Noriaki’ego w spokoju! – krzyknęła. W tym samym czasie Hisato chwycił kolegę za spodenki, chcąc ściągnąć go na ziemię. Ciągnął trochę za mocno i rozerwał przyjacielowi nogawki, ukazując kawałek majtek w dinozaury.
- To was nauczy, by nie być wrednym dla innych! – zawołał Hao i stanął obok Aoi-chan, która nie mogła oderwać oczu od wróżek unoszących chłopca.
- Wy! Wy…! – zaczęła Japonka, ale w tym momencie wróżki wypuściły swoją ofiarę, która spadła prosto na swoich towarzyszy. Cała trójka rzuciła w stronę szamanów wrogie spojrzenia i uciekła, Noriaki na wszelki wypadek trzymał się jeszcze za spodnie.
                Przez około minutę Hao i Aoi-chan stali tak i spoglądali za oddalającymi się łobuzami. W końcu dziewczynka uniosła głowę i powiedziała cicho:
- Dziękuję wam, wróżki. – Po tych słowach zwróciła się do byłego wychowanka domu dziecka: - Tobie też, Hao… Jeszcze nigdy nikt mi nie pomógł. To było miłe. – Opuściła głowę, splatając dłonie i unikając wzroku chłopca. Zanim ten zdążył powiedzieć, że to nic takiego, szybko zbliżyła się i cmoknęła go w policzek.
                Zdumiony malec nie miał pojęcia, co zrobić. Aoi-chan była fajna, ale… to nadal dziewczyna. Kiedy miał pewność, że nie patrzy, przetarł dłonią twarz, czując się nieco skrępowanym. Przez chwilę znów zapanowała cisza, a dzieci stały wśród drzew i unikały swojego wzroku. W końcu odezwała się jasnowłosa:
- Ja… chyba będę już wracać. Mama pewnie zastanawia się, gdzie jestem…
- Och… Szkoda – stwierdził Hao. Chciałby jeszcze trochę pobawić się z wróżkami, ale czuł, że nie będzie mu tak łatwo się z nimi dogadać bez koleżanki. – Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz.
                Cudzoziemka przyjęła tę propozycję z uśmiechem. Razem przeszli przez park, wychodząc w końcu na główną aleję. Rozmawiali trochę o wróżkach, a koleżanka pytała go też o przyjaźń z Yoh. W przerwach, kiedy zapadała między nimi cisza, Hao starał się ignorować myśli znajomej. Miał wrażenie, że idzie mu to coraz lepiej. W pewnej chwili Aoi-chan wskazała na jedną z kobiet siedzących na ławce.
- To ona! – zawołała z uśmiechem.
 Mama dziewczynki miała jeszcze jaśniejsze włosy niż córka, ale jej twarz ukryta była w cieniu. Dopiero kiedy się zbliżyli do Hao dotarło coś jeszcze. Kobieta płakała.
- Mamusiu…? – Uśmiech zniknął również z twarzy zaskoczonej szatynki. Nie patrząc na kolegę, podbiegła bliżej.
                Nie chcąc pokazać się komuś z dorosłych, chłopiec zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Z ciekawości jednak zamknął oczy i spróbował skupić się na rozmowie dwóch cudzoziemek.
- Mamusiu, co się dzieje? – usłyszał głos Aoi-chan. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczynka mówi w obcym języku, jednak on sam go rozumiał. Uznał jednak, że o tę umiejętność zapyta później Ducha Ognia.
- Kochanie, my… Musimy wrócić do domu. – odpowiedziała jej matka, oddychając ciężko.
- Do domu? Znaczy do…
- Do Anglii, skarbie.
                Hao nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Poczuł się źle, podsłuchując, ale nie mógł powstrzymać ciekawości.
- Ale czemu, mamusiu?
- My… Rozstaliśmy się z wujkiem Kenzo. A poza nim nie mamy tu nikogo…
- Roz… - Dziewczynka nie powiedziała nic więcej, tylko usiadła obok matki i mocno ją przytuliła.
                Hao wycofał się, czując że wie już za dużo. Nie powinien w ogóle mieszać się do tej rozmowy.
                W tym momencie jednak, Aoi-chan szepnęła coś do mamy i wstała, biegnąc w jego stronę. Zdyszana, z oczami zaszklonymi od łez, wysapała:
- P-przepraszam, Hao… Ale muszę już iść. My… Wracamy do Anglii.
- Co? Ojej, szkoda… - Chłopiec starał się udawać, że nic nie wie, jednak dalsza część zdania jakby sama wymknęła się mu z ust: -  Myślałem, że możemy być przyjaciółmi…
                Dziewczynka podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Najwyraźniej się tego nie spodziewała. No tak, w końcu kto chciałby się z nim przyjaźnić?
- Hao… Przykro mi. Ale masz jeszcze Yoh, prawda? – spytała, starając się go pocieszyć. Hao był w szoku, że pomimo własnego nieszczęścia, jasnowłosa interesowała się też nim. – Musisz się z nim pogodzić. Na pewno sobie wybaczycie.
- Ja… Tak zrobię – powiedział mały szaman, a pewność w jego głosie zaskoczyła jego samego. – Dziękuję, Aoi-chan.
- Byłeś dzisiaj naprawdę kochany… Dziękuję ci – powiedziała jeszcze, powoli się oddalając. Odeszła już parę kroków, kiedy nagle odwróciła się i dorzuciła z rumieńcem na policzkach: - Kiedyś cię znajdę i zostaniesz moim mężem!
                Hao skrzywił się na myśl o małżeństwie. Pomachał jednak dziewczynce, na którą czekała już matka. Obserwował jeszcze przez chwilę, jak się oddalają, aż w końcu stracił je z oczu. Sam zacisnął pięść i postanowił sobie w duchu, że jeszcze tego dnia pójdzie do Yoh i go przeprosi. I pokaże się jego rodzinie. Kto wie, może to nie będzie takie straszne?


1Gyaru – określenie japońskich dziewcząt interesujących się modą.
2Gaijin – cudzoziemiec, obcy.
3Aoi - niebieski
  


Witam!
Wiem, że minęło trochę czasu od ostatniego rozdziału i bardzo Was za to przepraszam. Mam nadzieję jednak, że zrozumiecie, jak powiem, że poszłam teraz do nowej szkoły z zupełnie innymi ludźmi i zupełnie innym dojazdem i potrzebowałam trochę czasu, by po prostu przywyknąć. A że jutro mamy kartkówkę z fizyki to postanowiłam, że skończę pisać rozdział. Tak, wiem, że to ma w sobie mnóstwo sensu.
Nie mogę powiedzieć, że jestem specjalnie zadowolona z tego rozdziału, bo miał wyglądać zupełnie inaczej. Chociaż nie, w pierwotnej wersji miał wyglądać tak. W wersji poprawionej miał być połączony z następnym. Tylko jakoś tak dobrze mi się pisało i powstało sześć stron tekstu. Uznałam, że nie będę Was katować większą ilością :)
Co tam jeszcze... Ach, chciałam tylko poinformować, że od następnego rozdziału, który pojawi się na blogu o X-laws, zaczynam odpowiadać na komentarze pod postem. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy sprawdzają odpowiedzi na swoje komentarze na blogach, więc tak po prostu będzie łatwiej. Oczywiście nie będę odpowiadać na wszystko, ale na przykład na Wasze pytania czy wątpliwości ^^ Chociaż pytania do rozdziałów możecie mi tak samo zadawać na moim asku.
No i to chyba tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia... Następny rozdział skupi się nieco bardziej na Yoh.

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia wśród X-laws :D