Wiele dzieci w Japonii spędza swoje wakacje nad książkami. Ilość
zadania domowego zadawanego w szkole czasem zmusza je nawet do zrezygnowania z
pewnych przyjemności, jakie daje czas wolny. Daiki i Daichi też należeli do tej
grupy, jednak starali się utrzymywać dobrą minę do złej gry i cieszyć każdą
chwilą, którą mogli spędzić wedle własnego uznania.
Tego dnia,
zaledwie parę dni po zakończeniu roku szkolnego, wybrali się z Fredem i
dziadkiem na długi spacer, wstępując po drodze na lody. Nie byli jedynymi,
którzy wpadli na ten pomysł. Kiedy dotarli do niewielkiej lodziarni, ich oczom
ukazała się niezmiernie długa kolejka. Przez chwilę rozważali nawet rezygnację,
ale wola walki z upałem okazała się większa niż brak cierpliwości. Ustawili się
więc za jakimś młodym małżeństwem z dzieckiem i czekali. Pan Sōichirō nakazał
im jednak stanąć nieco dalej, nie chcąc niepotrzebnie wydłużać kolejki.
W pewnym momencie
Fred ujrzał zbliżającą się do nich dziewczynę, mniej więcej w swoim wieku. Była
dość wysoka, jak na Japonkę. Jej włosy były ciemnorude, a tęczówki powiększone
przy pomocy soczewek. Po jej stroju nietrudno było wywnioskować, że to gyaru1. I to naprawdę ładna gyaru…
Nie zdołał się
jednak zbyt długo napatrzeć, gdyż w tym momencie jakaś drobna istotka wpadła
prosto na Daiki’ego, który z kolei cofnął się i nadepnął Amerykaninowi na
stopę.
- Daiki-senpai! – zapiszczała ciemnowłosa dziewczynka, obskakując
chłopca jak fanka swojego idola.
- Kimiko! – starszy z bliźniaków z lekkim zażenowaniem odsunął od
siebie koleżankę. – Prosiłem cię przecież, żebyś tego nie robiła…
- Ale… Nie widzieliśmy się już od ponad tygodnia! – Kimiko zrobiła
smutną minkę, ale zaledwie sekundę później znów wróciła do poprzedniego podekscytowania.
- Co porabiałeś? Dalej ćwiczysz kendo,
prawda? Muuusisz, po prostu muuusisz mi powiedzieć, kiedy macie zawody! Przyjdę
wam kibicować!
Fred spoglądał z
lekkim zaskoczeniem na fankę kuzyna, która z powodu niskiego wzrostu musiała
cały czas zadzierać głowę wysoko do góry, by móc popatrzeć na Daiki’ego. „Kto
to jest?” – zastanawiał się, patrząc jak mała podskakuje w miejscu, ze
zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź.
- Kimiko, oczywiście, że mój brat powiadomi cię o zawodach. Przecież
wie, jakie to dla ciebie ważne. – Daichi wtrącił się do rozmowy z szerokim
uśmiechem, za co dostał od bliźniaka kuksańca w bok.
- Super! – ucieszyła się dziewczynka, klaszcząc wesoło w dłonie. –
Jesteście tacy mili! – zawołała i przytuliła się do Daiki’ego.
- Kimiko-chan! Nie przeszkadzaj chłopcom! – Nagle koło nich pojawiła
się gyaru, którą wcześniej zauważył
Fred. Obrzuciła spojrzeniem bliźniaków Akimori, po czym na nieco dłuższą chwilę
zatrzymała wzrok na ich kuzynie. – Przepraszam za siostrę. Jest… Ona po prostu
bardzo lubi Daiki’ego i czasem nie potrafię jej zatrzymać – wyjaśniła, nieco
zawstydzona zaistniałą sytuacją. Chwyciła dziewczynkę za rękę i odciągnęła ją
od zażenowanego chłopca.
- Nic się nie stało, Daiki’emu to wcale nie przeszk… Auć! - Daichi
nawet nie skończył, bo brat kopnął go w piszczel.
Nastolatka popatrzyła
przez chwilę na braci, którzy spoglądali na siebie tak, jakby mieli zamiar
pozbijać się nawzajem – oczywiście w granicach braterskiej miłości. Po chwili
zwróciła się do Freda:
- Jestem Yoriko – powiedziała i ukłoniła się. – Nie wiedziałam, że
chłopcy mają starszego brata.
- Nie jestem ich bratem, tylko kuzynem – wyjaśnił od razu Amerykanin i
uśmiechnął się. – Fred, miło mi poznać.
Przez chwilę
stali w milczeniu, spoglądając na siebie niepewnie. Z niezręcznej sytuacji
wyrwało ich dopiero przyjście dziadka z lodami.
- To my już chyba pójdziemy… -
powiedziała Yoriko, chwytając siostrę za rękę. – Miło było spotkać. Ja mata!
Po
tych słowach obie odeszły, zostawiając chłopców z panem Akimori i lodami
truskawkowymi. Staruszek nie pytał o nic, najwyraźniej dobrze wiedząc, kim były
napotkane dziewczyny i jak wygląda ich relacja z jego wnukami.
Daiki jednak nie
miał zamiaru porzucić tego tematu. Kiedy kierowali się znów w stronę domu,
stwierdził:
- Dziewczyny są dziwne.
- Naprawdę? Twoja mama też? - Dziadek zaśmiał się na słowa starszego z
bliźniaków.
- Nie, ale mama… Mama to mama, nie jest normalną dziewczyną. A reszta…
Reszta jest dziwna.
Pan Akimori
uśmiechnął się pobłażliwie do chłopca. „Zobaczymy, co powiesz za kilka lat” –
pomyślał. Powiedział jednak coś innego:
- Wiesz, Daiki… Nie wszystkie dziewczyny są takie złe. Pozwól, że
opowiem wam dalszą część historii Hao i Yoh…
Po kłótni z Yoh,
zdenerwowany Hao chciał odejść jak najdalej od rezydencji Asakurów. Nawet nie
myślał o tym, gdzie się teleportuje. Zdziwił się trochę, kiedy zdał sobie
sprawę, że pojawił się na jakimś osiedlowym placu zabaw. Była piękna pogoda,
więc mnóstwo rodziców przyprowadziło tu swoje pociechy, by mogły się razem pobawić.
Dzieci było
naprawdę dużo, od najmłodszych, bawiących się w piasku, po nastolatków,
siedzących na oparciach ławek i spoglądających na chłopaka pokazującego tricki
na deskorolce. Kilku chłopców, mniej więcej w wieku Hao, urządziło wyścigi
żuków i głośno kibicowało swoim zawodnikom. Dwie dziewczynki kłóciły się o
lalkę. I było głośno. Potwornie głośno.
To uderzyło Hao
tak nagle jak fala tsunami. Myśli i głosy wszystkich w jego najbliższym
otoczeniu zabrzmiały jednocześnie w jego głowie powodując tak koszmarny ból, że
chłopiec upadł na kolana i przyłożył dłonie do czoła. Jeszcze nigdy nie znalazł
się w tak tłocznym miejscu jak to. W tak okropnym szumie nie potrafił już nawet
usłyszeć własnych myśli.
Sam nie wiedział,
jakim cudem udało mu się wstać i uciec w stronę niewielkiego, lecz znacznie
mniej zatłoczonego parku. Jak przez mgłę pamiętał tylko, że padł na ziemię obok
jakiegoś drzewa i skulił się jak zranione zwierzątko, czekając aż fala bólu
minie.
Kilkoro ludzi
przeszło obok niego, rzucając tylko krótkie spojrzenia w stronę chłopca. Nikt z
nich nie zatrzymał się, by pomóc. Pośród natłoku myśli, Hao udało się wychwycić
niewyraźne zdania, odnoszące się do niego: „Bezdomne dzieci, co to za
rodzice?”, „Pewnie dzieciak pokłócił się z kolegami o błahostkę i teraz ryczy”,
„Jak można pozostawić chłopcu takie długie włosy?”. Przyciągnął kolana pod
brodę i zamknął oczy, czując jak po policzkach płyną mu łzy. Sam nie wiedział,
dlaczego zaczął płakać. Czy to przez ból? A może raczej przez odrzucenie, które
towarzyszyło mu odkąd tylko pamiętał? Nagle zapragnął pobiec do Yoh i
przeprosić go za wszystko. Byle tylko nie czuć tej koszmarnej samotności.
Wiedział jednak,
że nie może tego zrobić. Przyjaciel prawdopodobnie go nienawidził. Pewnie
siedział już teraz w domu z rodziną i nawet nie myślał o tym, co stało się z
jego długowłosym przyjacielem.
Zresztą, przecież
nawet nie byli przyjaciółmi… Nie mogli nimi być. Yoh był zbyt słaby, nic nie
rozumiał. Jak Hao miałby spędzać czas z kimś, kto ma tak małe pojęcie o rzeczywistości?
Duch Ognia z pewnością by się z nim zgodził.
Czując, jak ból
ustępuje, mały szaman otarł rękawem łzy z oczu i powoli wstał, wreszcie mogąc
się rozejrzeć na spokojnie. W promieniu wzroku nie widział żadnych ludzi, a do
jego uszu dochodził jedynie daleki gwar z placu zabaw. Odetchnął z ulgą i
ruszył jedną z parkowych alejek.
Słońce
prześwitywało przez gałęzie drzew, tworząc na ziemi niezwykłe wzory. Poza
cichymi już teraz głosami dzieci, słychać było tylko śpiew ptaków i szelest
wiatru. Było to dość niezwykłe jak na tak duże miasto.
W pewnym momencie
jego uwagę przykuło niewielkie, różowe światełko na jednym z liści rosnącego
obok krzewu. Chłopiec zbliżył się do niego, zaintrygowany. Dopiero z odległości
około dwóch metrów zdał sobie sprawę, że patrzy na drobną, skrzydlatą istotkę.
- Wróżka? – zdziwił się Hao.
Kwiatowy duszek spojrzał na niego i sfrunął nieco niżej.
Kiedy jednak
malec chciał dotknąć latającego stworzonka, to zaśmiało się i odleciało w
stronę kolejnego krzewu. Głos wróżki przypominał raczej dzwonienie dzwoneczka
niż prawdziwą mowę.
- Zaczekaj! – zawołał szaman i pobiegł za różową istotką.
Na początku
udawało mu się ją jeszcze dostrzec, ale po kilku zakrętach stracił wróżkę z
oczu. Zrezygnowany, rozejrzał się, licząc, że może uda mu się jeszcze zobaczyć
inne niezwykłe stworzenia w parku. Sam nie wiedział, dlaczego tak mu na tym
zależało. Może miało to związek z tym, że duchy towarzyszyły mu odkąd pamiętał
i były zawsze jego jedynymi przyjaciółmi.
Jego spojrzenie
powędrowało w stronę niewielkiej, otwartej przestrzeni. Na porośniętej trawą
łączce bawiła się trójka dzieci, rzucając do siebie latającym talerzem. Wokół
nich biegał piesek, starając się złapać latający krążek w locie.
Hao przygotował
się już na ból głowy, ale, co ciekawe, nie był on tak silny jak poprzednio.
Może dlatego, że dzieci skupiły się na grze i w sumie nie myślały nawet, co
robią. Młody szaman musiał przyznać, że takie otoczenie całkowicie mu
odpowiadało.
Przysiadł na
najbliższej ławce i po prostu obserwował grę. Nie miał jednak odwagi podejść i
zapytać, czy może dołączyć. Jego wzrok podążał za latającym talerzem, co jakiś
czas kierując się też w stronę grających. Miał przed sobą dzieci w podobnym
wieku, co on, może parę lat starsze. Dwóch chłopców i dziewczynka, wszyscy w ładnych
ubrankach. Cała trójka miała ciemne włosy i oczy, tak jak większość dzieci,
które Hao spotykał do tej pory.
W pewnym momencie
frisbee przeleciało za wysoko i dziewczynce nie udało się go złapać. Latający
talerz opadł na ziemię dopiero za ławką, na której siedział szatynek. Chłopiec
odwrócił się, ale widok zasłoniły mu krzaki. Odsunął ręką jedną z gałęzi i
zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
Latający talerz
trzymała dziewczynka, zupełnie inna niż wszystkie, które dotąd widział mały szaman.
Jej włosy były jasnobrązowe, a oczy niebieskie, tak samo jak jej sukienka. Nie
miała azjatyckich rysów, co było dla malca niejaką nowością. To nie tak, że nie
spotkał nigdy obcokrajowców, ale… Nigdy nie widział kogoś tak bardzo różniącego
się od jego czarnowłosych towarzyszek z sierocińców.
Mała Japonka
pobiegła w jego stronę, by odzyskać latający talerz. Nie zwróciła nawet uwagi
na siedzącego na ławce Hao i od razu ruszyła między drzewa. Na widok
jasnowłosej, jej czoło zmarszczyło się.
- Ej, gaijin2,
oddawaj nasze frisbee! – zawołała i wyrwała latający talerz z rąk zaskoczonej
szatynki.
- S-sumimasen. – Niebieskooka dziewczynka skłoniła się, wyraźnie
przestraszona. – Nie chciałam go zabrać… Tylko podać.
- Trzeba było go w ogóle nie dotykać – burknęła mała Japonka. – Wracaj
do swoich niewidzialnych przyjaciół – zaśmiała się jeszcze i szybko wróciła do
swoich towarzyszy.
Druga dziewczynka
przez chwilę spoglądała za odchodzącą, po czym pochyliła głowę i ruszyła powoli
w przeciwną stronę. Hao, sam nie wiedząc czemu, poczuł potrzebę, by za nią iść.
Jego sympatia do trójki grających zdecydowanie zmalała. A coś w cudzoziemce go
zaintrygowało. Tak jak podczas przebywania z Yoh, poczuł wokół niej wyraźną
aurę. Trzeba też przyznać, że jego podejrzliwość wzmogły także słowa
ciemnowłosej dziewczynki o niewidzialnych przyjaciołach.
Powoli zaczął
śledzić niebieskooką, zagłębiając się w gęściej zarośniętą część parku. Trochę
zdziwił go kierunek, w jakim się poruszała, ale nie miał zamiaru zawrócić. W
sumie nie miał nic ciekawszego do zrobienia.
W pewnym momencie
dziewczynka zatrzymała się przed jednym z drzew. Wyglądało praktycznie tak samo
jak pozostałe, z tą tylko różnicą, że znajdowała się w nim dość głęboka
dziupla. Kiedy szatynka podeszła bliżej, z dziury w pniu wyleciało co najmniej
kilkanaście wróżek w najróżniejszych kolorach. Hao aż zaparło dech z zachwytu.
Dziewczynka
usiadła na kamieniu i szepnęła coś do skrzydlatych istotek, nadal nie zdając
sobie sprawy z obecności kogoś jeszcze. Kwiatowe duszki przysiadły obok niej,
jeden zaplątując się w jej włosy. Kiedy cudzoziemka zajęta była uwalnianiem
natręta, chłopiec odważył się podejść bliżej.
- O-ohayō – przywitał się nieśmiało. Dziewczynka
aż podskoczyła, nie spodziewając się nikogo. Wróżki odfrunęły wystraszone.
- Ohayō…
Przyszedłeś się ze mnie śmiać, tak? Przysłali cię Yoshike, Noriaki i Hisato? –
powiedziała zrezygnowanym tonem, jakby było to dla niej coś, do czego zdążyła
przywyknąć.
- Co? Kto? – zdziwił się chłopiec. – N-nie…
Dlaczego miałbym się z ciebie śmiać? Ja… Zauważyłem, że masz kontakt z
wróżkami. Chciałem się im bliżej przyjrzeć, ale uciekały ode mnie.
Dziewczynka
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa,
a moment później na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jeden ze skrzydlatych
duszków usiadł jej na ramieniu.
- Ty też je widzisz? – ucieszyła się i podeszła
bliżej. – Super! Nigdy jeszcze nie spotkałam szamana w moim wieku!
Hao
poczuł nagle dziwne uczucie deja vu. Jasnowłosa zachowywała się bardzo podobnie
do Yoh, kiedy zobaczyli się po raz pierwszy. Były wychowanek domu dziecka
zaczął się zastanawiać, czy wyśmiewanie przez rówieśników jest normalne w życiu
każdego małego szamana.
- Dla mnie jesteś drugą taką osobą – przyznał,
sam nie myśląc, co mówi. Kiedy nowa koleżanka spojrzała na niego pytająco,
wyjaśnił: - Wcześniej spotkałem tylko jednego szamana.
Coś
w jego tonie musiało wzbudzić podejrzenia w dziewczynce, bo zmarszczyła czoło.
- Co się z nim stało? – spytała, siadając. Po
krótkim wahaniu chłopiec przysiadł obok.
- On… Pokłóciliśmy się.
- Ojej… Pewnie za nim
tęsknisz?
- Ja… - Przez moment Hao miał wielką ochotę opowiedzieć nieznajomej o
swojej przyjaźni z Yoh, ale zdał sobie sprawę, że może nie powinien tego robić
tak pochopnie. Duch Ognia na pewno by tego nie popierał. – Może. Czemu cię to
ciekawi?
- Tak po prostu. – Wzruszyła ramionami. – Kiedy moi rodzice się
pokłócili i rozstali, mama dużo płakała i tęskniła za tatą. Dopiero jak
spotkała wujka Kenzo i przyjechałyśmy do Japonii to znowu zaczęła się śmiać… -
dodała, uśmiechając się smutno. Młody szaman usłyszał jeszcze, jak dodała w
myślach: Szkoda, że nikt mnie tutaj nie
lubi…
- Jak masz na imię? – Czując, że temat rozmowy schodzi na bardzo
osobisty tor, szatynek postanowił go zmienić.
- Tutaj mówią na mnie po prostu gaijin.
To takie przezwisko… Ale wujek nazywa mnie Aoi-chan3, przez moje
oczy. Mówi, że to łatwiejsze do wypowiedzenia niż moje prawdziwe imię.
- Ja jestem Hao. Miło cię poznać, Aoi-chan. – Chłopiec uśmiechnął się.
Przez chwilę
nastała między nimi przyjazna cisza. Malec usłyszał jednak myśli nowej
znajomej: Jest zupełnie inny niż wszyscy.
Taki miły.
Do
jego policzków napłynęło nagle dziwne ciepło. Czując, że się rumieni, szybko
odwrócił wzrok. Jego spojrzenie padło na błękitną wróżkę, która przysiadła
blisko jego dłoni i przyglądała mu się z zainteresowaniem. Odruchowo zabrał
rękę, gwałtownym ruchem płosząc drobne stworzonko.
- Niech to – mruknął, zły na samego siebie.
- Musisz być bardziej delikatny. Wróżki nie lubią szybkich ruchów –
powiedziała Aoi-chan i powoli wyciągnęła rękę przed siebie. Zaledwie moment
później podleciała do niej inna wróżka, siadając dziewczynce na dłoni.
Hao przyjrzał się
jej z bliska. Była śliczna. Cała żółta, o delikatnych, półprzezroczystych
skrzydełkach jak od ważki. Jej włosy i sukienka błyszczały, jak pokryte
brokatem. Była wielkości małego palca i zdawała się niezwykle krucha, jakby
stworzona ze szkła.
- Piękna, prawda? – Aoi-chan uśmiechnęła się, widząc reakcję chłopca. –
Potrzymaj ją, jeśli chcesz, tylko bądź delikatny.
To mówiąc, powoli
zbliżyła swoją dłoń do wyciągniętej ręki Hao. Wróżka popatrzyła na niego przez
chwilę, po czym delikatnie przeskoczyła na jego palec. Nie ważyła więcej niż
płatek kwiatka. Uśmiechnęła się, widząc niepewność małego szamana i powiedziała
coś w swoim języku, co brzmiało jak ciche połączenie śpiewu skowronka i dźwięku
dzwoneczków.
W tej chwili ku
dwójce dzieci sfrunęło znacznie więcej kwiatowych duszków, we wszystkich
kolorach: błękitne, różowe i czerwone, balozielone i liliowe, a nawet turkusowe
i tak jasne, że niemalże białe. Kilka usiadło na liściach krzewów obok, parę
przycupnęło na kolanach i rękach dzieci. Jedna bardziej psotna wróżka
postanowiła nawet wplątać się we włosy chłopca. Aoi-chan ze śmiechem pomogła jej
się uwolnić i posadziła ją sobie na dłoni.
Siedem wróżek
wzniosło się w górę i zawisło w powietrzu przed małymi szamanami, ustawiając
się w kole. Zaskoczony Hao nie był pewien, co planują. Wiedział, że w razie
czego mógłby spalić je jednym skinieniem palca, ale nie chciał tego robić. Były
zbyt piękne, za bardzo bliskie naturze, by je zabijać.
Na szczęście jego
niepokój okazał się bezpodstawny, bo niewielka grupa zaczęła tańczyć,
rozsiewając wokół siebie wróżkowy pyłek, błyszczący w słońcu. Ich ruchy,
wykonywane z niezwykłą gracją, urzekły chłopca.
Są naprawdę piękne… Cieszę się, że Hao może
je zobaczyć. – Szatynek uśmiechnął się, słysząc w głowie myśl koleżanki.
Zaczął żałować, że nie może pokazać tego Yoh. Jego przyjaciel na pewno
zachwyciłby się tym pokazem…
Jego rozmyślania
przerwało nagłe zerwanie się Aoi-chan z miejsca. Dziewczynka zawołała coś do
kilku kwiatowych stworzonek, które porwały jej wstążkę z włosów. Wróżki,
śmiejąc się, odfrunęły kawałek dalej.
Kiedy nowa znajoma
chłopca pobiegła za nimi, by odebrać swoją własność, spomiędzy krzaków wyszła
mała Japonka, którą Hao spotkał już wcześniej. Wraz z nią byli też jej dwaj
towarzysze. Tańczące i siedzące na krzewie wróżki rozpierzchły się, chowając w
swoich kryjówkach.
- A ona znowu to samo – mruknęła ciemnowłosa dziewczynka, którą
Aoi-chan nazwała wcześniej Yoshiko. – Ona naprawdę ma bzika! – zaśmiała się
wrednie, a chłopcy przytaknęli jej niczym chór. Zdawali się w ogóle nie zwracać
uwagi na Hao.
- A co się robi z szaleńcami, Noriaki? – spytał jeden z Japończyków,
zwracając się do swojego kolegi. Tamten tylko się uśmiechnął i zatarł ręce,
najwyraźniej dobrze znając odpowiedź na to pytanie.
Cała trójka
ruszyła w stronę Aoi-chan, która stała kawałek dalej i wiązała wstążkę na
włosach, nie zauważając przybyszów.
- Hej, gaijin! – zawołał Noriaki.
– Znowu bawisz się z niewidzialnymi duchami?
Jasnowłosa
odwróciła się, a w jej oczach pojawił się strach. Teraz wyraźnie widać było
różnicę wieku między dziećmi. Rodowici Japończycy musieli mieć około
dziesięciu-jedenastu lat. Aoi-chan zaś nie mogła być więcej niż rok starsza od
Hao.
Cała trójka
zbliżyła się do dziewczynki, Noriaki podniósł po drodze z ziemi jakąś gałąź.
Oni naprawdę chcieli zrobić jej krzywdę. Mały szaman zacisnął pięści, ciesząc
się z faktu, że pozostał niezauważony. Powoli podkradł się od tyłu do trójki
napastników i w momencie, kiedy największy z nich zamachnął się na cudzoziemkę,
zgrabnym kopnięciem pozbawił go równowagi.
- Hisato! – krzyknęła Yoshiko, spoglądając na kolegę zszokowana.
Dopiero wtedy jej wzrok spoczął na Hao, gotowym do kolejnego uderzenia. – A ty
kto? Radzę ci, nie mieszaj się do tego. – W jej tonie było słychać groźbę.
- I lepiej trzymaj się od niej z daleka. Jest szalona – dodał Noriaki,
wskazując na cudzoziemkę. Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej, bo w tym
momencie w jego stronę ruszyła cała zgraja wściekłych wróżek. Niewidzialne dla
zwykłego chłopca stworzonka chwyciły go za włosy i koszulkę ze zdumiewającą
siłą uniosły w powietrze.
Japończyk zaczął
krzyczeć, nie rozumiejąc, co się dzieje. Jego dwoje towarzyszy wpatrywało się w
niego z przerażeniem. W pewnym momencie Yoshiko oskarżycielsko wskazała palcem
na Hao.
- To ty! Też jesteś jakiś dziwny! Zostaw Noriaki’ego w spokoju! –
krzyknęła. W tym samym czasie Hisato chwycił kolegę za spodenki, chcąc ściągnąć
go na ziemię. Ciągnął trochę za mocno i rozerwał przyjacielowi nogawki,
ukazując kawałek majtek w dinozaury.
- To was nauczy, by nie być wrednym dla innych! – zawołał Hao i stanął
obok Aoi-chan, która nie mogła oderwać oczu od wróżek unoszących chłopca.
- Wy! Wy…! – zaczęła Japonka, ale w tym momencie wróżki wypuściły
swoją ofiarę, która spadła prosto na swoich towarzyszy. Cała trójka rzuciła w
stronę szamanów wrogie spojrzenia i uciekła, Noriaki na wszelki wypadek trzymał
się jeszcze za spodnie.
Przez około
minutę Hao i Aoi-chan stali tak i spoglądali za oddalającymi się łobuzami. W
końcu dziewczynka uniosła głowę i powiedziała cicho:
- Dziękuję wam, wróżki. – Po tych słowach zwróciła się do byłego
wychowanka domu dziecka: - Tobie też, Hao… Jeszcze nigdy nikt mi nie pomógł. To
było miłe. – Opuściła głowę, splatając dłonie i unikając wzroku chłopca. Zanim
ten zdążył powiedzieć, że to nic takiego, szybko zbliżyła się i cmoknęła go w
policzek.
Zdumiony malec
nie miał pojęcia, co zrobić. Aoi-chan była fajna, ale… to nadal dziewczyna.
Kiedy miał pewność, że nie patrzy, przetarł dłonią twarz, czując się nieco
skrępowanym. Przez chwilę znów zapanowała cisza, a dzieci stały wśród drzew i
unikały swojego wzroku. W końcu odezwała się jasnowłosa:
- Ja… chyba będę już wracać. Mama pewnie zastanawia się, gdzie jestem…
- Och… Szkoda – stwierdził Hao. Chciałby jeszcze trochę pobawić się z
wróżkami, ale czuł, że nie będzie mu tak łatwo się z nimi dogadać bez
koleżanki. – Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz.
Cudzoziemka
przyjęła tę propozycję z uśmiechem. Razem przeszli przez park, wychodząc w
końcu na główną aleję. Rozmawiali trochę o wróżkach, a koleżanka pytała go też
o przyjaźń z Yoh. W przerwach, kiedy zapadała między nimi cisza, Hao starał się
ignorować myśli znajomej. Miał wrażenie, że idzie mu to coraz lepiej. W pewnej
chwili Aoi-chan wskazała na jedną z kobiet siedzących na ławce.
- To ona! – zawołała z uśmiechem.
Mama
dziewczynki miała jeszcze jaśniejsze włosy niż córka, ale jej twarz ukryta była
w cieniu. Dopiero kiedy się zbliżyli do Hao dotarło coś jeszcze. Kobieta
płakała.
- Mamusiu…? – Uśmiech zniknął również z twarzy zaskoczonej szatynki.
Nie patrząc na kolegę, podbiegła bliżej.
Nie chcąc pokazać
się komuś z dorosłych, chłopiec zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Z
ciekawości jednak zamknął oczy i spróbował skupić się na rozmowie dwóch
cudzoziemek.
- Mamusiu, co się dzieje? –
usłyszał głos Aoi-chan. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczynka
mówi w obcym języku, jednak on sam go rozumiał. Uznał jednak, że o tę
umiejętność zapyta później Ducha Ognia.
- Kochanie, my… Musimy wrócić do
domu. – odpowiedziała jej matka, oddychając ciężko.
- Do domu? Znaczy do…
- Do Anglii, skarbie.
Hao
nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Poczuł się źle, podsłuchując, ale
nie mógł powstrzymać ciekawości.
- Ale czemu, mamusiu?
- My… Rozstaliśmy się z wujkiem
Kenzo. A poza nim nie mamy tu nikogo…
- Roz… - Dziewczynka nie
powiedziała nic więcej, tylko usiadła obok matki i mocno ją przytuliła.
Hao wycofał się,
czując że wie już za dużo. Nie powinien w ogóle mieszać się do tej rozmowy.
W tym momencie
jednak, Aoi-chan szepnęła coś do mamy i wstała, biegnąc w jego stronę.
Zdyszana, z oczami zaszklonymi od łez, wysapała:
- P-przepraszam, Hao… Ale muszę już iść. My… Wracamy do Anglii.
- Co? Ojej, szkoda… - Chłopiec starał się udawać, że nic nie wie,
jednak dalsza część zdania jakby sama wymknęła się mu z ust: - Myślałem, że możemy być przyjaciółmi…
Dziewczynka
podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Najwyraźniej się tego nie spodziewała.
No tak, w końcu kto chciałby się z nim przyjaźnić?
- Hao… Przykro mi. Ale masz jeszcze Yoh, prawda? – spytała, starając
się go pocieszyć. Hao był w szoku, że pomimo własnego nieszczęścia, jasnowłosa
interesowała się też nim. – Musisz się z nim pogodzić. Na pewno sobie
wybaczycie.
- Ja… Tak zrobię – powiedział mały szaman, a pewność w jego głosie
zaskoczyła jego samego. – Dziękuję, Aoi-chan.
- Byłeś dzisiaj naprawdę kochany… Dziękuję ci – powiedziała jeszcze,
powoli się oddalając. Odeszła już parę kroków, kiedy nagle odwróciła się i
dorzuciła z rumieńcem na policzkach: - Kiedyś cię znajdę i zostaniesz moim
mężem!
Hao skrzywił się
na myśl o małżeństwie. Pomachał jednak dziewczynce, na którą czekała już matka.
Obserwował jeszcze przez chwilę, jak się oddalają, aż w końcu stracił je z
oczu. Sam zacisnął pięść i postanowił sobie w duchu, że jeszcze tego dnia
pójdzie do Yoh i go przeprosi. I pokaże się jego rodzinie. Kto wie, może to nie
będzie takie straszne?
1Gyaru – określenie japońskich dziewcząt interesujących się
modą.
2Gaijin – cudzoziemiec, obcy.
3Aoi - niebieski
Witam!
Wiem, że minęło trochę czasu od ostatniego rozdziału i bardzo Was za to przepraszam. Mam nadzieję jednak, że zrozumiecie, jak powiem, że poszłam teraz do nowej szkoły z zupełnie innymi ludźmi i zupełnie innym dojazdem i potrzebowałam trochę czasu, by po prostu przywyknąć. A że jutro mamy kartkówkę z fizyki to postanowiłam, że skończę pisać rozdział. Tak, wiem, że to ma w sobie mnóstwo sensu.
Nie mogę powiedzieć, że jestem specjalnie zadowolona z tego rozdziału, bo miał wyglądać zupełnie inaczej. Chociaż nie, w pierwotnej wersji miał wyglądać tak. W wersji poprawionej miał być połączony z następnym. Tylko jakoś tak dobrze mi się pisało i powstało sześć stron tekstu. Uznałam, że nie będę Was katować większą ilością :)
Co tam jeszcze... Ach, chciałam tylko poinformować, że od następnego rozdziału, który pojawi się na blogu o X-laws, zaczynam odpowiadać na komentarze pod postem. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy sprawdzają odpowiedzi na swoje komentarze na blogach, więc tak po prostu będzie łatwiej. Oczywiście nie będę odpowiadać na wszystko, ale na przykład na Wasze pytania czy wątpliwości ^^ Chociaż pytania do rozdziałów możecie mi tak samo zadawać na moim asku.
No i to chyba tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia... Następny rozdział skupi się nieco bardziej na Yoh.
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia wśród X-laws :D